A nasza zielona wyspa przecież tonie. Musimy być tego świadomi. Przede wszystkim jednak trzeba odsunąć od steru złych sterników.

 


Wiem, że idealizuję wyścigi. Przyczyna jest oczywista. Wszyscy z przyjemnością wracają do czasów gdy byli piękni i młodzi. ( Powiedzmy sobie szczerze- nie koniecznie piękni ale na pewno młodzi.) Dla mnie wyścigi były realizacją pewnego ideału życia społecznego. Była to społeczność niejednorodna pod każdym względem – pochodzenia społecznego, zamożności, religii, rasy. Byli wśród nas przedstawiciele niedobitków arystokracji, dzieci z biednych wiejskich rodzin którym w rodzinie odmówiono miejsca przy stole i kąta do spania, oraz różni nowobogaccy. Byli Cyganie, Rosjanie , Kałmucy, Kazachowie i rdzenni Polacy. Żyliśmy wszyscy jak jedna rodzina. Oczywiście w rodzinie też zdarzają się kłótnie, ale nikt się nie wywyższał, nikt nikim nie pogardzał i nikt nikogo nie prześladował.

Jak ten ideał mógł być realizowany w zgrzebnych, pełnych napięć czasach PRL,? Otóż na wyścigach panowała hierarchia naturalna. Hierarchia naturalna powstaje spontanicznie w sportach ekstremalnych, w czasie katastrof i klęsk żywiołowych, w czasie wojny. Jeżeli walczymy w górach o życie wolimy oddać się pod przewodnictwo dobrego alpinisty niż nawet ustosunkowanego, bogatego gnojka.

Jeżeli grozi nam katastrofa na morzu nie pytamy o herb kapitana lecz raczej o jego kwalifikacje.

Na wyścigach nie trzeba było nawet pytać. Wystarczyło kilka dni wspólnej pracy aby wiedzieć kto jest kto. Jeżeli chodzi o poziom jazdy nigdy nie udało mi się osobiście przekroczyć dolnej granicy stanów średnich. I byłam z tego bardzo zadowolona. Jednak dobrze została oceniona przez trenera moja pracowitość, lojalność i punktualność. Cóż miałam zrobić? Musiałam być bez zarzutu żeby się utrzymać. Jak mi kiedyś powiedział znajomy- brzydkie dziewczyny są na ogół sympatyczne. I słusznie. Co im pozostaje? Otrzymałam więc licencję na jeżdżenie wyścigów. Niestety nie mogłam się wyważyć. Gdy schudłam do przepisowych dla mnie 52 kilogramów ledwie trzymałam się na nogach. Jeżeli ważyłam 58-59 kilo musiałabym jechać wyścig na dobrym koniu, który niósł taką wagę w handicapie. A amatorowi nikt nie dałby dobrego konia. I tak kółeczko się zamyka. Nie miałam do nikogo pretensji, byłam szczęśliwa, że mogę jeździć galopy na zielonym torze. To było wyróżnienie. Córce ministra PRL też nic nie pomogły na wyścigach koneksje tatusia. Musiała poradzić sobie sama z koniem, ze swoim strachem, z ciężką jazdą na torze. Jeżeli sobie radziła nikogo nie interesowało skąd się wywodzi, nikt nie zwracał na to najmniejszej uwagi.

Miałam koleżankę, której ojciec był wysokiej rangi wojskowym. Raczej współczuliśmy jej niż zazdrościliśmy. Był dość autorytatywny. Koleżeńska, pracowita, inteligentna, miła. Kochał się w niej z wzajemnością dżokej z naszej stajni. Wybrała jednak męża ze swego środowiska. Odwiedziłam ją niedawno, wypytywała o dżokeja. On też prosił mnie o jej numer telefonu. Ich sympatia przetrwała tyle lat pomimo przepaści środowiskowej. Ona z uprzywilejowanej rodziny, z wielkim luksusowym mieszkaniem w Warszawie. On wychowanek domu dziecka.

Hierarchia naturalna istnieje obecnie na wydziale informatyki i matematyki UW. Geniuszami okazują się chłopcy z zapadłych wiosek w górach, wygrywają konkursy informatyczne w USA, przebierają w ofertach pracy. Świat stoi przed nimi otworem. Serce rośnie gdy wybierają Polskę. Oby tylko ich talentu i zapału nie zmarnować. Uczeń prywatnej szkoły podjeżdżający na zajęcia Audi za ( podobno, nie znam się na tym) 400 tysięcy jeżeli jest głupi- nie ma tam czego szukać. Nie zrozumiałby o czym się mówi. Gdyby nawet po protekcji ktoś zrobił go adiunktem czy asystentem umarłby ze wstydu w konfrontacji ze studentami. Protekcje działały zawsze w dziedzinie sztuki , w humanistyce. Oczywiście za PRL można było niepokornym obrzydzić życie. Znam przykład bardzo dobrego fizyka. To nie był prywatny znajomy,byłam jednak na jego doktoracie, był autorem świetnych podręczników, już nie żyje. Otóż ten fizyk za paszport pozwolił w swoim mieszkaniu urządzić punkt spotkań esbeków z kapusiami. Nie byłam nawet na jego pogrzebie. Jeżeli jednak Szymborska mogła cieszyć się nagrodą Nobla, a Mazowieckiemu nikt nie wypominał tekstu nawołującego do osądzenia biskupa Kaczmarka, może trzeba było iść na ten pogrzeb?

Pewien znany pisarz ustalał warunki wydawania swego prestiżowego i podobno opiniotwórczego miesięcznika podczas kolacji z Urbanem. Nawet liberalne „środowisko” miało mu to za złe. Ale pismo wychodzi i facet ma się doskonale. Przejdzie do historii jako historyk- idei. Czy było warto? Nie wiem, nie czytam. Dla mnie to straszne nudziarstwo.

Wróćmy do rzeczy. Na wyścigach do tej pory jeżdżą Rosjanie. Nikt ich nie tępi z przyczyn narodowościowych czy politycznych. Jeżdżą doskonale, mają tylko trochę ciężką rękę (do koni). Nie dyskutują o polityce. Jesteśmy ponad politykę.

Takie podejście jest możliwe gdy istnieje sprawa czy idea naczelna, wyższa niż animozje. Czy taką ideą mogłyby stać się losy kraju? Czy w jakichkolwiek kategoriach potrafimy odnaleźć nasz wspólny los?

Nikomu a przede wszystkim sobie nie życzę dramatycznych okoliczności, które sprawiają, że potrafimy odnaleźć prawdziwą elitę. Nikt z nas – powiadam- na tonącym jachcie nie zajmowałby się wywodzeniem rodowodów, czy dyskutowaniem o dyplomach. A nasza zielona wyspa przecież tonie. Musimy być tego świadomi. Przede wszystkim jednak trzeba odsunąć od steru złych sterników.

P.S. Na zdjęciu to ja na torze na ogierze Demoniak, synu słynnej derbistki Demony. Zdjęcie też zgrzebne, jak tamte czasy.